Najkrotszy western

Po prerii galopowalo dwoch jeźdźcow. Jeden z nich byl glownym bohaterem niniejszego westernu, drugi zaś bardzo chcial nim byc. Glowny bohater - jak przystalo na bohatera westernu, bardzo przystojny, mial na glowie typowy kapelusz z zagietym fantazyjnie rondem, jaki nosza wszyscy powazni rewolwerowcy i szeryfowie. U pasa zwisaly mu dwa blyszczace rewolwery.

Wbrew falszywym pogloskom nie jechal wcale na laciatej szkapie, lecz na bialym jak mleko ogierze. Jego towarzysz zaś jechal na czarnym koniu, na ktorego czole widniala namalowana farba biala strzalka. Na szyi konia zwisala kartka z napisem: "Indianie, ktorzy chca zawrzec z kimś przymierze krwi, proszeni sa o zgloszenie sie do mojego wlaściciela".

Jeźdźcy zblizali sie wlaśnie do przeleczy, gdy zobaczyli konia, ktory ugrzazl w trzesawisku i zaczynal sie topic.

- Trzeba skrocic mu meke - mruknal litościwie bohater. Blyskawicznie wyszarpnal rewolwer i wystrzelil.

- Pudlo! - powiedzial z satysfakcja jego towarzysz.

- Bzdura. Glowny bohater westernu nigdy nie pudluje!

- Owszem, Predki Billu, ale tylko wtedy, gdy strzela do czlowieka.

Predki Bill rzeczywiście chybil.

Jego towarzysz wyciagnal z podrecznej torby stos westernow i zaczal je wertowac, aby dowiedziec sie, co w tej sytuacji powinien zrobic porzadny bohater.

- Musimy wyciagnac konia, Billu, by zyskac jego wdziecznośc.

- Po co? - spytal glupawo Predki Bill, ale poniewaz konina nie pogardzal, wiec poslusznie zabral sie do roboty.

Konia wyciagnieto wedle wszelkich przepisow z najlepszych westernow.

Z tym, ze po wyciagnieciu kon natychmiast uciekl.

- Wroci- powiedzial uspokajajaco towarzysz Billa widzac, ze ten z zawiedziona mina pakuje garnki na powrot do toreb.

Przyjaciele zaczeli wiec pic whisky na glodny zoladek.

- Spojz Jack, rzeczywiście wrocil! - zawolal nagle Predki Bill.

- Jest ci wdzieczny za ratunek. Idź i dosiadź go.

Predki Bill podszedl do konia, lecz ten rzucil sie i zagryzl go. Jack podszedl do konajacego i powiedzial:

- Teoretycznie moglbym cie ratowac, ale bylbyś wtedy nadal glownym bohaterem, a ja chce nim byc.

- Glowny bohater jest nim przez caly western, nawet jeśli umrze na poczatku- powiedzial dumnie Bill i skonal.

A Jack dosiadl konia i ruszyl dalej.

Po chwili do lezacego Billa zblizyl sie samotny indianin. Po przyjacielsku kopnal zwloki, gdy nagle ze zdumieniem stwierdzil, ze trup jeczy.

cdn.

Legenda

Powiadaja, ze kiedyś, dawno, zyl czlowiek bardzo potezny i rozumny, ktory z wladzy i umyslu swego korzystajac, plan wojenny szykowal przeciw drugiemu, takze samo poteznemu czlowiekowi. A plan ten tak przebiegly byl i wielki, ze ziemie cala w proch mogl przemienic, tuszyl wiec jego autor sluszna nadzieje, ze przy okazji to samo z wrogiem jego uczyni.

Myślal nad nim ow czlowiek wiele dni, wiele nocy, wiec gdy zaczynal pomysl swoj na papier przelewac, sen wszechmocny chwycil go w swe ramiona. Spal dlugo, a sen jego dziwnym byl i waznym.

Oto szedl on w lesie, lecz lasu nie widzial. Czarna bowiem opaska oczy mu przeslaniala. Szedl dlugo, az doszedl w wyznaczone miejsce o określonej porze. Wtedy sama opaska z ocz mu spadla i przejrzal. A wokol niego na polanie leśnej, kwiatami wszelkimi uslanej, bezmierne bogactwo naturalne rozeslane bylo. A na dywanie, z samych tylko kwiatow mchow i paproci sporzadzonym, siedziala dziewczyna. Przybrana byla liścmi wszekiej barwy i wielkości, a na rekach jej i w uszach mnostwo szlachetnych kamieni nie okrzesanych i reka ludzka nie dotknietych sie znajdowalo. Piekna byla bezgranicznie, a z ocz jej madrośc niesamowita spozierala.

I pojal wtedy ow czlowiek, ze to z sama krolowa Natura opatrznośc go zetknela. I oto Natura przemowila, a glos jej brzmial jak szum strumyka i strumyka i jak huk wodospadu, jak cichy deszcz i jak grom blyskawicy jednocześnie. I rzekla:

- Tak, to ja, Natura, matka nieba i ziemi i lasow i wody i trawki najmniejszej i zwierzat olbrzymich i ciebie... Alez tak, ciebie, choc rzadko to zauwazasz... Co cie sprowadza przed moje oblicze?

- Zbladzilem, o Pani, gdyz opaska czarna przeslaniala mi oczy. Do domu dotrzec nie moge...

- Taaak... Bladzileś, bladzisz i bedziesz bladzil po wsze czasy... Ale coz to? W klopocie sie do mnie zwracasz? Do mnie, ktora tak gnebisz? Maloc to cie razy ostrzegalam, lecz sluchac mnie nie chcialeś.

- O Pani, wszak ma matka jesteś...

- Ach tak, teraz matka, a wtedy gdy me lasy palileś, wode i powietrze zatruwaleś, kim dla ciebie bylam?! Tak, jesteś moim synem, ale jedynym, ktory posluszenstwo zarzucil i wladze przejac pragnal...Kochalam cie najbardziej i laskami swymi hojnie obdarzalam. Lecz nie umialeś z nich skorzystac. Z wyzszości swojej, ktora ci nad innymi stworzeniem dalam, bron przeciw niemu i sobie samemu zrobileś, niepomny na moje rady. Przychodzisz teraz i o laske prosisz. A za co ja te laske mam ci dac? Za te gatunki roślin i zwierzat wytepione? Za powietrze zatrute?

Ale on blagal ja dopoty, az rzekla:

- Dobrze. Jeszcze ci szanse dam ostatnia, lecz strzez sie! Bowiem jezeli szansy tej nie wykorzystasz, sroga kara cie spotka! Sam siebie bowiem zniszczysz!

I umilkla, a slowa jej ostatnie tak straszne byly, ze wszystkie ptaki ze strachu umilkly, a owady bzykac wesolo przestaly. A ona wyprowadzila go i droge wskazala.

A gdy obudzil sie ow czlowiek, caly spocony byl ze strachu. I mary senne przez sześc dni i sześc nocy odpedzac musial. A gdy siodmego dnia slonce nad horyzont sie unioslo, usiadl przy stole i poczal plan swoj wojenny szykowac...

Tesknota

*

Ni moge cie zabrac ze soba.

Niestety, nie moge wybierac...

Odjade daleko, na dlugo

Tesknote ze soba zabieram.

Ty poszedlbyś ze mna nad morze

Na molo byś poszedl z ochota

Lecz pojde nad morze bez ciebie

A z wieczna i wierna tesknota...

Gdziekolwiek pojade bez ciebie

W ucieczce przed noca bezsenna

To uciec tesknocie nie zdolam

Uparcie podazy tam ze mna!..

*

Tak daleko, daleko, daleko

Czas zaciera wspomnienie tych twarzy

Przemijaja miesiace i lata

Trzeba przestac juz marzyc i marzyc

Pozostaly nam tylko wspomnienia

Wkrotce znikna wśrod myśli halasu

W mrocznej ciszy samotne westchnienia

Przeciez nie da sie cofnac czasu

Jeszcze kilka samotnych wieczorow

Czy sie uda zatrzymac w pamieci

Czy sie z czasem zatrze i zblaknie

Jak to male, jedyne zdjecie

To daleko, daleko, daleko

Za daleko by trzymac nadzieje

To za dlugo, za dlugo, za dlugo

Czas wspomnienia w pamieci rozwieje...

Swiniobicie

Nam bic ich nie kazano, spojrzalem wiec śmialo

Trudno mi opisac, co tez tam sie dzialo!

Swin dorodnych, tluściutkich ciagna sie gromady

Boki maja opasle i rozowe zady

Z drugiej strony ludzie tlumnie nadciagaja

Nie wiedzac co robic z kata w kat biegaja

I widzialem ich wodza - juz wyciaga szyje,

Sam tluściutki, brzuchaty jak i te, ktorych bije

Juz sie zakotlowalo - idzie chwila groźna

Ludzi juz od warchlakow odroznic nie mozna...

Bo i w zyciu - wiadomo! i klamac nie trzeba

Czlowiek swe obyczaje zapozyczyl z chlewa

Bo i w zyciu tysiac rozczarowan doznasz

Zanim pośrod świn stada, czlowieka rozpoznasz

Juz sie bitwa konczy, duzo świn wybito

Tych chlewowych, co zwykle zjadaja z koryta

Lecz zeby te ludzkie powybijac do szczetu

Trzeba by wytepic lwia cześc kontynentu!

Dlatego na tym świecie wciaz jest świnstw niemalo

A sprawcy nieszcześcia wciaz wychodza calo!...